Biografia patrona szkoły
- Jan Pocek, poeta ludowy
Jan Pocek urodził się 4 maja 1917 roku we wsi Zabłocie koło Markuszowa (w powiecie puławskim, województwie lubelskim). Ojca stracił bardzo wcześnie, a matka musiała przejąć na siebie trud utrzymania i wychowania pięciorga dzieci. Szkołę powszechną o siedmiu oddziałach ukończył w Markuszowie w roku 1930 z wynikiem bardzo dobrym. Był uczniem pilnym i utalentowanym, o dużej wyobraźni. Mówiono o nim, że ma zdolności do rysunków i trafne wyczucie koloru, że dobrze pisze wypracowania. Nie zaznał dobrobytu; naukę łączył z pracą w gospodarstwie rolnym. Każdą wolną chwilę poświęcał na czytanie, choć o książki było bardzo trudno. Jego pierwsze utwory publikowane były na łamach wiejskiego tygodnika o charakterze społeczno - kulturalnym "Wici". Okresem wielkiej próby życiowej i literackiej była dla poety II wojna światowa. Wtedy właśnie obok wątków rolniczych (przyroda, praca na roli) pojawił się wątek partyzancki, skupiający się wokół obrazu walki i narodowej martyrologii. W ciężkich latach próby, kiedy śmierć stała się "dotykalna i bliska", Pocek połączył się z walczącymi na Lubelszczyźnie Batalionami Chłopskimi. W okresie zmagań z okupantem postawa patriotyzmu i czynnego zaangażowania w walkę znalazła wyraz w cyklu świetnych liryków. Mobilizowały one do walki, śmierć przeciwstawiały wolności, czciły poetyckim wawrzynem śmierć bezimiennych partyzantów i żołnierzy. Utwory powstawały w warunkach niezwykłych: w przerwach między bitwami, w okopach, w podziemiu.
Niedługo już, Ojczyzno,
zakuta w cierpień obręcze,
trwać będziesz w oczekiwaniu
na swoje szare szczęście.
Może już jutro o świcie
zniknie Twa wielka krzywda
i u Twych ramion dziewiczych
orle wyrosną Ci skrzydła!
"Ojczyzna"Jan Pocek uczestniczył w narodzinach powojennego Koła Literatów Ludowych, a jego utwory zyskiwaćzaczęły coraz szerszą aprobatę czytelników. Pierwszy tomik wierszy zatytułował "Zgrzebne pieśni". W maju 1948 roku poeta zamieszkał w pobliskiej wsi Kaleń, "gdzie za żonę Marię" otrzymał nieduże, trzyhektarowe gospodarstwo. Pracował dodatkowo na budowie, w piekarni, w składzie opału. W 1949 r. zapragnął Pocek skorzystać z możliwości realizowania własnych ambicji zawodowych w środowisku miejskim. Wyjechał do Warszawy,gdzie podjął pracę w redakcji "Gromady" i "Gromady - Rolnika Polskiego". Zajmował się problematyką rolną i kulturalną wsi. Artykuły podpisywał najczęściej "Jan Paprotny", a mniejsze notatki kryptonimem J. P. Mimo ukończenia w 1950 roku kursu w Ośrodku Szkolenia Dziennikarzy w Warszawie z wynikiem bardzo dobrym z trudnością zaadoptował się do nowego środowiska. W obszernej spuściźnie poetyckiej Pocka nie odnajdziemy ani jednego utworu, który wiązałby się tematycznie z jego pobytem w stolicy czy wrażeniami wielkomiejskimi.
Jakże mi rzucić pole złote,
jakże mi pójść do miasta,
kiedy mam siewcy dłoń i stopy
i chłopką jest moja niewiasta.
"Jakże mi rzucić"Poeta wrócił z Warszawy do nieco podupadłego gospodarstwa, jednak słabe zdrowie nie pozwoliło mu nigdy na intensywny wysiłek fizyczny. Ze względu na stałe zagrożenie gruźlicą uzyskał inwalidzką, skromną rentę. Za swą twórczość literacką otrzymywał nagrody i odznaczenia.
W czerwcu 1971 roku Polskę obiegła wieść o przedwczesnej śmierci poety. Twórcy ludowi składali spontanicznie najwyższe pisarskie hołdy - uczcili jego pamięć chłopskim wierszem i wspomnieniem.Już w 1972 r. redakcja "Chłopskiej Drogi" postanowiła corocznie przyznawać nagrody artystyczne imieniem Jana Pocka - w dziale literatury (poezja, proza, pamiętnikarstwo, gawędziarstwo) i ludowej plastyki (garncarstwo, tkactwo, kowalstwo, plecionkarstwo, malarstwo, lutnictwo).
W pierwszą rocznicę śmierci poety na cmentarzu w Markuszowie wzniesiono nagrobny obelisk wyrzeźbiony dłutem Mariana Śwista. Obelisk ma charakter symboliczny - wyobrażenie otwartej księgi wyrytej z dębowego pnia zamyka w artystycznym skrócie to, co w wierszach Pocka wielu ludowych poetów jest najistotniejsze - miłość przyrody i poezji.(wykorzystano fragmenty książki
A. Aleksandrowicz
"Jan Pocek poezje")Wybrane wiersze Jana Pocka
"Proste są moje wiersze"
Proste są moje wiersze
jak radość polskich matek,
oczyma polnych świerszczy
słodko w głąb serc ludzkich patrzą.
Chodzą wśród pól szerokich,
dróżkami i na przełaj
lub wzlatują w obłoki
gdzie szary skowronek śpiewa.
I czasem przy dzieciach wiejskich,
co w polach pasją krowy
siadają aby popieścić
ich policzki różowe.
"Ukochałem"
Ukochałem Cię ziemio Polską nazwana,
ziemio w ognistym hełmie słońca,
miłością szczerszą od dziecięcej,
miłością białego bociana
i kapłana czarnych ról
i błękitnego nieba,
szarego skowronka.
Ukochałem was bracia chłopi
o czerstwych obliczach,
o oczach jak polne potoki
błękitnych
miłością Jana Kasprowicza,
żarem Marii Konopnickiej.
Umiłowałem cię mowo urocza
hodowana przez całe lata
jak malwy
i róże
prostą miłością chłopa
wierną miłością Polaka.
"Ojczyzna"
Ojczyzno piękna jak zorza,
ojczyzno bliska jak brat,
każda nam twoja pszczoła
pięknie jak Chopin gra.
Ziemio jak kosa srebrna
pod niebem z kluczem żurawi,
każda nas twoja wierzba
jak matka błogosławi.
Kraju jak skiba czarny
w neonach pól i łąk
wraz z słodkim chlebem nas karmisz
ciepłem matczynych rąk.
"Do Ciebie"
Ukochaj ojczystą ziemię,
a będziesz silnym jak ona,
płomieniem będzie twe serce,
a twardą stalą ramiona!
I dzieła, których dokonasz
z prostego rozkazu życia,
moc będą miały ogromną
jako te słońca w błękitach.
A śladów twego istnienia
gromy i burze nie zetrą,
jak miłość żył będziesz na wieki
w ludzkiej pamięci serdecznej.
"Ziemia rodzinna"
O ziemio moja rodzinna,
czy gwiazda w piersi twe wrosła,
że tyle srebra i złota
lśni w twych pszenicach i owsach?
O ziemio moja rodzinna,
czy ty się kąpiesz w błękitach,
że tyle chabrów się modrzy
w twoich jęczmieniach i żytach?
O ziemio moja rodzinna,
czy jesteś w welon spowita,
że tyle bieli połyska
w twych miodem pachnących grykach?
O ziemio moja rodzinna,
czyś pacierz poznała w chacie,
że tak się modlisz żarliwie
do nieba w gwiaździstej szacie?
"Jakże mi rzucić"
Jakże mi rzucić pole złote,
jakże mi pójsć do miasta,
kiedy mam siewcy dłoń i stopy
i chłopką jest moja niewiasta.
Jakże mi rzucić łąkę kwietną
i krzywą złotą kosę,
gdy w sercu noszę mrowie świerszczów,
a w oczach srebrną rosę.
W miasta ogromnym szumie, gwarze
żyłbym jak pomylony:światła próbowałbym zmieniać w bazie,ulice - w wiejskie zagony.